Nie wszystko co błyszczy, jest złotem – czyli o cenie wymuszonego optymizmu
Pamiętasz ten moment, kiedy po stracie pracy ktoś powiedział ci „Nie martw się, wszystko dzieje się po coś!”? Albo gdy podczas załamania nerwowego usłyszałeś „Po prostu myśl pozytywnie!”? W takich chwilach nawet najbardziej życzliwie brzmiące słowa potrafią ciążyć jak kamień. W kulturze, która fetyszyzuje radość, wyrażanie cierpienia stało się niemal rodzajem tabu. Toksyczna pozytywność – bo o niej mowa – to nie tylko irytujący społeczny trend. To mechanizm, który zmusza ludzi do ukrywania prawdziwych emocji pod płaszczykiem sztucznego uśmiechu.
W pułapce społecznych oczekiwań
W mediach społecznościowych roi się od motywacyjnych cytatów i zdjęć ludzi promiennych szczęściem. To tworzy iluzję, że tylko radosne stany emocjonalne są społecznie akceptowalne. „Jak możesz być smutny, skoro inni mają gorzej?” – tego typu wypowiedzi pokazują, jak głęboko zakorzenione jest przekonanie, że negatywne emocje są oznaką słabości. Psychologowie zauważają ciekawe zjawisko: im bardziej ktoś otwarcie wyraża swój smutek czy złość, tym częściej spotyka się z próbami „naprawienia” jego nastroju, a nie z prawdziwym wysłuchaniem.
Badania przeprowadzone na Uniwersytecie w Melbourne pokazały, że aż 67% uczestników celowo ukrywało negatywne emocje w pracy z obawy przed negatywną oceną. W środowiskach korporacyjnych, gdzie króluje kult produktywności i energii, przyznanie się do zmęczenia czy wypalenia bywa odbierane jak zawodowa herezja. Nikt nie chce być tym „marudą”, który psuje atmosferę.
Strach przed emocjonalnym ostracyzmem
Ludzie nie boją się samych emocji – boją się konsekwencji ich okazywania. W toksycznie pozytywnym otoczeniu negatywne stany często spotykają się z subtelnym odrzuceniem. Może to być unikanie kontaktu („Ona znowu narzeka, lepiej się nie angażować”), banalizowanie problemu („Weź się w garść”) czy wręcz oskarżenia („Przesadzasz, inni mają gorzej”). Ten mechanizm psychologowie nazywają emocjonalnym ostracyzmem – wykluczeniem za nieliczenie się z obowiązującym w grupie nakazem radości.
Szczególnie dotkliwie doświadczają tego osoby chorujące na depresję. „Kiedy wreszcie powiedziałam rodzinie o diagnozie, usłyszałam, że nie powinnam się poddawać i że każdy ma gorsze dni” – opowiada 34-letnia Joanna. Takie reakcje utrwalają przekonanie, że prawdziwe problemy należy dusić w sobie. Paradoksalnie, im bardziej ktoś stara się udawać, że wszystko jest w porządku, tym bardziej izoluje się emocjonalnie od innych.
Gdy uśmiech staje się obowiązkiem
W niektórych środowiskach pozytywne nastawienie przestaje być wyborem, a staje się obowiązkiem. Najlepiej widać to w marketingowych hasłach firm: „Pozytywna energia to nasza marka!”. Tymczasem badania nad wypaleniem zawodowym pokazują, że osoby zmuszane do ciągłej eksternalizacji radości (np. pracownicy call center czy hostessy) częściej doświadczają depersonalizacji i uczucia wyczerpania emocjonalnego.
Mechanizm jest prosty: jeśli przez osiem godzin dziennie musisz udawać entuzjazm, gdy wracasz do domu, nie masz już siły na autentyczne emocje. To prowadzi do niebezpiecznego zjawiska emocjonalnego „bankructwa” – stanu, w którym człowiek przestaje rozpoznawać, co naprawdę czuje, bo przez lata trenował w sobie tylko społecznie akceptowane reakcje.
Wychowanie do szczęścia, czyli jak uczymy się tłumić emocje
„Chłopaki nie płaczą”, „Nie becz, wszyscy patrzą” – te pozornie niewinne komunikaty, które wielu z nas słyszało w dzieciństwie, sieją spustoszenie w zdolności do zdrowych reakcji emocjonalnych. Dzieci w toksycznie pozytywnych domach uczą się, że:
- Smutek jest czymś, co należy szybko „naprawić”
- Złość to emocja, której nie wolno okazywać
- Prawdziwe uczucia mogą rozczarować rodziców
Terapeuci zwracają uwagę, że dorośli wychowani w takim systemie często nie potrafią nazwać tego, co czują. Mają zakodowane, że „dobre dziecko” to takie, które nie sprawia kłopotów swoimi emocjami. W efekcie budują fałszywą tożsamość opartą na tym, jak powinni się czuć, a nie jak naprawdę się czują.
Od maski do autentyczności – jak znaleźć wyjście?
Czy to oznacza, że powinniśmy porzucić pozytywne nastawienie? Absolutnie nie. Chodzi o to, by przestać traktować trudne emocje jak wroga, którego trzeba wyeliminować za wszelką cenę. Pierwszym krokiem jest uświadomienie sobie, że żadna emocja nie jest zła sama w sobie – problemem staje się dopiero sposób, w jaki ją wyrażamy lub tłumimy.
Można zacząć od małych kroków: powiedzieć bliskiej osobie „Dziś nie mam siły udawać, że wszystko jest ok” zamiast sztucznego „W porządku”. Albo pozwolić sobie na gorszy dzień bez poczucia winy. Wbrew pozorom, autentyczność w wyrażaniu emocji nie odstrasza – przyciąga ludzi, którzy naprawdę chcą nas poznać, a nie tylko podziwiać naszą pozornie idealną fasadę. Jak mawiał psychoterapeuta Irvin Yalom: „Najgłębsze więzi rodzą się tam, gdzie możemy być sobą – pełni światła i cienia”.